*
Coraz chłodniejsza jest muzyka,
godność nie może złapać tchu, dźwięki kreują odrębności zeskakując z ukłonem
nieuświadomionych przeprosin, zaostrzają apetyt pasażem smutnej satysfakcji. Wszystko boli wszystkich i wije się bez celu, bez
wiary, bez nadziei. W beznadziejności jest jednak nadzieja, doktorze, powiadam panu, lecz wątpię by to, co mówię, było na miarę pojętności tych umysłów.
Nie należy liczyć na nic, nic nie musi pozostać wzorcowo określone, tylko
poczucie beznadziejnego losu może wzbudzić w człowieku pęd ku wolności, do
przewyższenia tego stanu, do wyrwania się ze szponów tej okrutnej siły, co
skrzydła ludzkie skrępowała racjonalnym wyjałowieniem.
Na
każdej ulicy chodzi płacz przez śmiech, chodzi zwierzę, które człowieka nie
znalazło w sobie, obelżywie udając dobroć, zakapturzony, rozebrany, tańczący,
pusty w środku, to boli, to boli, doktorze, gdy otwierają brudne
ryje, gdy cedzą zatęchłe frazesy, co u ciebie, co słychać, a wiesz? - w tym
zgiełku swędzącej ich zbrodni nie mogę żyć, nie mogę się odnaleźć, na nic me życie
w tym świecie, gdy je mam prowadzić bez przywileju bycia człowiekiem. Proszę
mnie zrozumieć!
Najmniejsza
uwaga, najmniejsza porządnie skonstruowana dygresja zaraz przenosi na mnie ich
podłość, ich serca okrutne, nieprzywykłe do refleksji, drżą na samą myśl o
przybyciu innego. Niechże się raz na zawsze skończy ten kuriozalny eksces, bo
nawet minimalnego, najdrobniejszego pożytku świat mieć z nich nie może.
Cóż po nich? Nicość.
*
W głębokiej studni zanikł element
porządkujący. Zasnął w mauzoleum wrażeń estetycznych pod dyktando życiowej
konieczności. Już dawno powinniśmy się tym zająć. Obudzić siły drzemiące w
nas. Dotknąć tego grzechu, bowiem jest to grzech, gdy się brzydzimy samych
siebie, gdy boimy się zobaczyć, kim jesteśmy. Kim pan jest, doktorze? Niechże
pan odpowie! Powiem panu, jest pan tylko lizusem na służbie instytucjonalnej
zgryzoty, która skalała imię tego co najprężniejsze w istocie człowieczej.
Zamknięty w ohydnej zadumie, z notesikiem i krawacikiem, widzi pan tylko to, co
widzą jemu podobni. Nieświadomość zamyka się przed panem. Nie może jej pan
nawet dotknąć, nawet polizać. Pan nie istnieje, a gdzie pan niby jest? Tu? Tu
są tylko pańskie zwłoki w białym kitlu z umysłem ukształtowanym przez obiektywną
strukturalność. Jeśli zgodził się pan na przyjęcie tych zasad złowieszczych,
bowiem nie znalazł powodu, by do prawdy zmierzać drogą naturalnego porządku, to
znaczy, że jest pan tchórzem, a tchórz, cóż... wiemy wszyscy, co zrobi tchórz z
takimi jak ja...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz