Metafizyczny Manifest Twórczy
feci quod potui, faciant meliora potentes
Jesteście
tchórzami, wszyscy, którzy słowem szafujecie jak świętym orężem, gwałcąc siebie
nawzajem w duchu znormalizowanej idei porządkowania kultury, gdzie walentny
dotyk, wrażliwość na piękno i grozę zostają zduszone w zarodku, dlatego miłość,
którą się tak szczycicie, objawiając audytorium nieudolną atencję, jest przez
was patetycznie marnotrawiona. Balsam, którego użyczacie światu, by smarował
sobie nim pysk, zasługuje na nieznaczące politowanie, bowiem mogłaby oddać mu
cześć jedynie prymitywna sentymentalność.
Nawołuję
do stworzenia nowej i czystej kultury! Do stworzenia przestrzeni dialektycznej,
w której słowo niczym obuch będzie uczestniczyło w procesie kulturowego postępu
z racji przenajświętszej, jedynej racji i prawomocności, gdyż zło zawsze idzie
w parze z dobrem, dlatego wypierane, w postaci lęków utrwalonych w fałszywym
procesie socjalizacji, zbrodni dokonuje poza lub w jej obrębie, jak w przypadku
instytucji związanych z kulturą i szeroko pojętą humanistyką, która jest tylko
prześlizgiwaniem się po naskórku jej istoty, niezdolnej uczynić z jednostki
osobnika na tyle odważnego, by gotów był zaryzykować utratę swego życia dla
obrony piękna, dobra i prawdy przed zakłamaniem.
*
Słowo
ma ranić, słowo ma być złowieszcze, o konturach silnie zarysowanych, bowiem
szczęście psychiki leży w intelektualnej i etycznej płodności. Słowo wreszcie
ma leczyć i uwalniać twórczą ekspresję mentalną wśród członków wspólnoty,
którzy obawiając się dotknięcia i poruszenia, niczym ci stojący nad grobem,
lamentujący i rozżaleni wyznawcy absurdu, zdolni są i zawsze będą zdolni do
realizacji zbrodni, która tu przedstawiona jest nie jako narzędzie walki o
przetrwanie, lecz, w duchu tego najpełniej ludzkie, walki o śmierć własną,
codzienną, wreszcie o rewizję wszystkiego, co domagało się reifikacji oraz
dogmatyzacji. Nie usuniemy zła z naszej egzystencji, nigdy, powiadam. Ze zła
możemy zrobić jedynie pożytek wpuszczając Innego w nasze serca i przestrzenie
metafizycznego krajobrazu, gdy tylko podpali zaciemniony obszar naszej
świadomości, aby w tonie słuszności dojrzewać w tym co autentyczne. Zabijając
siebie, stajemy się ludźmi, gdyż człowiek powstaje zawsze ponad tym co
biologiczne.
*
Twórca
ma obowiązek wystąpienia przeciw grupie społecznej, gdyż z racji najwyższego
argumentu, dba o to właśnie, by wartości systemu nie zwróciły się przeciwko
niemu, by nie doszło do implozji wewnętrznej, do kalectwa duchowego i upadku
kultury. Twórca daje zatem poprzez swoją pracę członkom organizacji możliwość
koncentracji umysłu nad swoim dziełem (jedyna, niepowtarzalna i unikatowa forma
twórczej ekspresji, która nie pozwala na ślepe naśladownictwo, lecz stymuluje
członków wspólnoty do realizacji wolnościowego praxis), bowiem tylko taka
kontemplacja pozwala uciszyć biologiczną świadomość istnienia, tym samym daje
asumpt, do tego, by sądzić o twórcy, iż nie pragnie nas eksploatować, lecz dba
o nasz rozwój, ukazując nam to, czego sami nie zauważyliśmy.
Ci
wszyscy, którzy na akt takiej odwagi są gotowi i z troską swe życiowe moce
oddają kulturze i światu, dziś nie dostają z reguły od kultury nic, co mogłoby
być stymulujące dla nich samych, nie obcują bowiem z oryginalnym rewelatorem
ludzkiej wyobraźni, lecz pseudo tworem kulturowym, który nie wychodzi w swoim
działaniu poza świadomość obiektywną, która nie jest twórcza, jest destruktywna
i rodzi bezpośrednio przemoc.
Im
więcej jest twórców, którzy gardzą tobą poprzez osobliwy akt sympatii –
mówienie ci tego, co chcesz usłyszeć, prowadzą cię przez góry truizmów i
komunałów rodem z tanich powieści, ciągną po bagnach sentymentalizmów i nic
nieznaczących wzruszeń, tym silniej rodzi się w tobie formalny pretekst, by
stosować się do praw półdzikiego ludu, bo przecież większość wyznaje zasadę
tolerancji dla każdego przejawu ludzkiej wolności, a ona, by osiągnąć swój cel
musi z tobą sympatyzować.
*
Zamiłowanie
do taktu i uprzejmości żywią z natury ci, którzy serca nie oddali miłości,
bowiem miłość jest tylko radosnym cierpieniem i na „zbrodni”, o której tu mówię
się opiera. Schlebiający ludzkiemu podziwowi, uwodzący nieszczęśników
szukających możliwości przeglądnięcia się w innym, utożsamienia się z nim i
gloryfikacji jego imienia w duchu pogardy i jednocześnie podziwu, powinni
zostać poddani leczeniu wartościami, które tu wylewnie, acz rozumnie
eksplikuję.
*
Pustka
gości na wyżynach świętości i zbrodni, nie ma na co czekać, nikt już nie
przyjdzie z pomocą. Krew zalewa oczy, tylko miłość majaczy gdzieś na
horyzoncie, by przegonić nadzieję beznadziejności. Nikt nie pyta tutaj o nic,
nikt nie ma nic do powiedzenia. Tu nie ma słów. Słowa są niczym kolce, noże,
sztylety wbijane w siebie. Słowa nie istnieją, nie są nikomu potrzebne. Poezja
pisze się sama w krajobrazie ogarniętym melancholią. Jest dotykiem gorejącej
potrzeby istnienia, które nie ma prawa sądzić o swoim żywocie niczego dobrego.
Niczego nie ma w człowieku żyjącym. Żyjący człowiek jest tylko skaczącą i
pohukującą małpą. Szympansem z naturalnym skrzywieniem poznawczym, który na
próżno wśród sobie podobnych szuka spełnienia. Nie doświadczy go, nie znajdzie
ukojenia pośród martwych łodyg i zeschłych liści, wśród pełzających gadów
zastanie jedynie siebie – odbitego w lustrze społecznej karykatury potwora.
Zaczajonego, wpatrzonego w bezsens szakala, pijawkę, zgniłą tkankę obłudy
świadomego ja. Ja jest zakończeniem postępu ewolucyjnego, degradacją istoty
tworzącej. Zgryźliwie dokuczliwej. Absurdalnej i epatującej wyrafinowaniem.
Sceny
pięknego świata umarły w tęsknocie niepowstałych obrazów. Poezja, matka
wszystkiego, co poruszane ruchem w przestrzeni wszelkiego sensu, nieodłączne
procesy kreślące rysopis semantycznych zdarzeń, kwitną po raz ostatni, po raz
ostatni oddychają dziś, gdy umiera ziemia nieczuła na dotyk poezji. W
miodopłynnym państwie dekadenckiej logiki głębszej żeruje jedynie robactwo
pełzające po sobie.
Zgliszcza
mają zapach palonego mięsa i gotującego się w beczce ze smołą człowieka
dozgonnie wdzięcznego. Człowieka, którego warto zabić, by odczuć to, czego
podświadomie się pragnie. By dotknąć swojej zbrodniczej, wiecznej, ku chwale
fizyki kwantowej, natury. Zgliszcza są niecierpliwością w oczekiwaniu na
zagładę. Nienarodzony, bestia o niezwykłej sprężystości, jest wyjątkowo
niecierpliwy. Jest chełpliwie przywiązany do swej zdrady. Do swego
wynaturzenia. Ma w sobie to coś od zarania dziejów, od swego dziada, pradziada
gnije w rynsztoku uwłaczającej godności scenerii. Kwiaty taki cwaniak hoduje i
myśli, paradoksalnie, że znalazł lekarstwo na zawziętość iluzji.
*
Jestem dziś nieco bardziej ponury
niż poważny, dla nikogo niepojęty, zakochany w obawie, że być może człowiek nie
zrozumie kim jestem i jakim sprawom zamierzam nadać znaczenie. To nie jest kwestia uczuć, kto bowiem żyje pod
wpływem emocji, ten do życia nie dostał jeszcze powołania. Ulegając kaprysom
miernych aksjomatów, ciągnięty przez pociąg do złudzeń, pragnie dla siebie
nieszczęśnik zadowolenia. Sam dla siebie jest koszmarem, gdy bowiem spogląda na
swoje oblicze, musi stawić czoło wątpliwościom natury moralnej i je natychmiast
zgładzić, gdyż z rozkoszą dostrzega w sobie twarz tyrana, na którą patrzy bez
wstydu i zażenowania, lecz przecież wie i zdaje sobie sprawę, że jego życie na
ma sensu, że jest kompletnie bezużyteczny. To ukryte stwierdzenie jednak nie
znajduje w nim rozsądnego przekonania, jego maskarada marzy już tylko o tym, by
otoczyć się tłumem niewolników, którzy pełzając u jego stóp będą mieli jedynie
szacunek dla pozorów. Najmniejsza dawka prawdy zostanie natychmiast
przegoniona, bowiem czymś najgorszym może być dla nich wyzwolenie się od
siebie, za to z rozkoszą przyjmować będą
niszczenie, schlebianie, czołganie się u stóp swego pana, który jest
gwarancją upadku, w nieustającej potrzebie doznania porażki, która jest ich
przeznaczeniem. Sam bredzisz.
*
W
istocie zarzucam wam brak wiary – brak szaleńczego przeżycia siebie w tej
unikatowej przestrzeni, a skoro znaleźliście już ciepłe posady, gwarantujące
wam spokój i bezpieczeństwo, weźcie pod rozwagę i przyznajcie, że niewiele
pożytku może wyniknąć z takiego obrotu spraw, bowiem naturalną koleją rzeczy
jest to, iż przestaliście się ekscytować życiem, aby w poczuciu sensu i troski
wziąć odpowiedzialność za wspólnotę, niepokojąc ją i zwracając uwagę na palące
problemy egzystencjalne.
Wasze
powodzenie zależy od elektoratu, którym tym bardziej gardzicie, im bardziej go
wabicie do siebie. Biedak, który staje przed wami i kupuje te wybitne dzieła,
ma wrażenie, że obcuje z kulturą, a w rzeczywistości dostaje papkę nieznaczącej
treści, która upodla i dobija go jeszcze bardziej. Ta niedbałość jest ciągle
przyczyną globalnego kryzysu, który powstaje wskutek historycznego
nawarstwiania się jednowymiarowej percepcji – skrzywionego oglądu na życie,
sztukę, dalej miłość, dobro i piękno. Cóż mogą powiedzieć o sensie istnienia
ludzie, którzy całą energię kumulują w działalności stricte partykularnej, jak
innych przechytrzyć - myślą, jak ich dopaść pod sztandarem obiektywnego blichtru,
ciemnego złudzenia tego świata, który nie wpuści choćby krzty światła w swoje
korytarze, aby nie zaszkodzić potencjalnym interesom swojej przebrzydłej
korporacji.
*
Twarz
jest brzydotą, jest zakończeniem postępu ewolucyjnego epatującego wyrafinowaniem
i zgorszeniem. Twarz ma zostać zniszczona, gdyż winniśmy uczyć się w
doświadczeniu kultury odnajdywania siebie wciąż na nowo, wciąż poszukiwać
dokonujących się w przestrzeni publicznej aktów samozagłady, by nadać znaczenie
formie jedynej i niepowtarzalnej, szaleńczej, bowiem życie bez szaleństwa jest
nic niewarte. Ludzka twarz to twarz idei. To twarz śmierci.
Najwyższą wartością jest
śmierć. Ona buduje drogę miłości. Bez śmierci miłość gaśnie. Nie ma prawa
zaistnieć. Poręką dla wiarygodnej miłości jest właśnie śmierć. W chwili, gdy ja
zaczyna przechodzić do ruchu, gdy ten majestatyczny moment zostaje jakoś
uchwycony, rozpoznany i przyjęty przez rozum jako naturalna kolej rzeczy, musi
umrzeć dla świata. Ja przychodzi, by przegrać, bowiem to zwycięstwo i
pragnienie zwyciężenia jest hańbą i porażką życia. Najczystsza forma miłości,
jaka się ze źródła – boskiego rezerwuaru – wyłania, jest pragnieniem śmierci,
pokornego i mężnego poniżenia, lecz nigdy przewyższenia. Najlepiej zawsze
pozostać przegranym, idąc pod prąd, wbrew wszystkim i wszystkiemu ukazać
najwyższy stopień wtajemniczenia. Spokój, który cieszy się i baraszkuje z
niepokojem.
Ja nie potrzebuje niczego. Potrzebuje tylko
czystego serca, które odważy się wejść do miasta Dusz. Odpowiedzi zawsze czekają
na przybysza. Kto zapyta, dowie się czegoś z pewnością. Lecz tylko ten, kto
zada pytanie i pójdzie za nim, dotknie sensu tych wartości.
Czy gotowy jesteś upaść, przybyszu? Tutaj się nie
umiera. Lecz tym, którzy bezmyślnie oddadzą się w ręce tragedii, nie wróżę
sukcesów. Umysł- nadzorca, powinien kontrolować stadia tej wędrówki, dlatego
nie należy się poddawać i zamartwiać nadto wszelkimi niepowodzeniami, które
mogą nas na drodze spotkać. Trzeba iść. Odważne serce zawsze jest dla
wszechświata bezcenne, dlatego będzie na twojej drodze stawiać ludzi pełnych
miłości, dzielnych i niezłomnych. To tylko kwestia czasu.
Prawda
może być wszystkim. Nie mogę powiedzieć, że jej nadejście ma nosić znamiona
określonych cech, czy spełniać ukute w definicji funkcje. To niemożliwe. Prawda
jest czuła na katastroficzny moment, który każdego ranka czai się na
powierzchni. Zaburzenie harmonii spowoduje, że system zacznie się chwiać. Można
próbować walczyć z tym problemem, domagając się siłowego rozwiązania. Na
próżno. Każda forma konsekracji i racjonalizacji status quo spowoduje powstanie
sił przeciwstawnych. To przyczynek do wojny, której prawda jest zawsze pierwszą
ofiarą. Prawdy należy poszukiwać każdego dnia od nowa. Nie można czekać, bowiem
człowiek, który przestaje pytać i marzyć, a marzenia o miłości są
najwspanialsze i najsilniejsze, gdyż człowiek jest do miłości stworzony,
marnieje i umiera powoli. Kona w codziennej zbrodni absurdu, jaką nam gotują
wielcy protagoniści wolności. Wstyd nazywać się dziś człowiekiem.
Jerzy Kaśków,
Świerszczówka, 12. XI. 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz